Sherlock,
Kichnęła, wydając z ust krótki
pisk, przeszkadzając tym wyraźnie siwemu mężczyźnie czytającemu list, którego
zdecydowanie nie chciała słuchać. List, który sama napisała. Stojąca obok niej
kobieta, spojrzała sztucznie wzburzona. Nawet jej nie znała. Więc jakim cudem
znajdowała się w tym kościele?
W
szpitalu jestem od kilku dni. Już mam pewność, że stąd nie wyjdę. A nawet
jeśli, to, że wrócę. Karla już sobie nie radzi, choć póki co udaje silną. Ale
już ją to przerasta. Wiem, że gdy
przyjdzie pora, Ty będziesz musiała być silna. Za was obie.
Deszcz padał nieprzerwanie
dudniąc głośno o szyby ogromnych, starych witraży, które, choć nie powinny,
pochłonęły całą jej uwagę. Błyskawica mignęła ostrym, białym światłem za oknem
u szczytu kościoła i głośny łoskot wdarł się do zimnej murowanej budowli z
czasów gotyku, w które ciasną gromadą w ławkach z przodu zbiły się na czarno
ubrane postacie.
Słyszałem o
Oksfordzie. Wiem, że tak bardzo tego nie chciałaś. Twoi rodzice znaleźli we
mnie idealną wymówkę, prawda?
Kazanie się skończyło, ksiądz
przypominający jedną z postaci z jej ukochanej „ Alicji w krainie czarów”
statecznym, okrągłym krokiem stoczył się bardziej niż zszedł po schodach
wywołując u niej niedorzeczny i zupełnie nie taktowny w jej sytuacji śmiech.
Obcasy stukały miarowo o kamienną
posadzkę. Kolejne czarne postaci opuszczały zimny kościółek, zaadoptowany przez
szpital akademicki i odrestaurowany przez studentów wydziału architektury tegoż
samego uniwersytetu.
Pamiętasz, jak
obiecałem że zabiorę Cię do Australii? I jak zamiast tego zapomniałem cię
odebrać z portu, gdzieś na końcu świata? Jak tego dnia, w swoje siedemnaste
urodziny w domu zamiast mnie zastałaś zdziwionego Erica i stertę brudów w całym
domu? Tego dnia po raz pierwszy
zmieniłaś się w moją opiekunkę. Wzięłaś za mnie odpowiedzialność. Choć to ja
powinienem pilnować Ciebie.
Wysoka, zdecydowanie zbyt chuda,
kiedyś piękna kobieta stanęła przy ostatnie ławce, obok niej i wyciągnęła w jej
kierunku rękę. Żadna z nich do końca nie wiedziała, która z nich tej drugiej
potrzebuje bardziej.
Pokręciła głową, minęła blondynkę
i wypadła przez ciężkie drzwi na rzęsisty deszcz. Nienawidziła go. Za ten biały
fartuch wiszący w domu na krześle. Nogi, ubrane w czarne szpilki, ugięły się
pod nią gdy zobaczyła czarną skrzynię spuszczaną do głębokiej dziury i tłum
czarnych postaci wokoło.
Już dzisiaj wiem,
że w czasie mojej choroby, gdy będzie tak źle, że przestanę sam sobie radzić to
na Ciebie spadną wszystkie obowiązki związane ze mną. Wiem, że zabrałem ci
życie. Dlatego posłuchaj mnie teraz, gdy mnie już nie ma, więc gdy nie możesz
mi się w końcu sprzeciwić. Przyjmij to, co
Ci daję razem z tym listem.
Nie podeszła. Choć powinna. Nie
chciała słyszeć ani słowa z ust wszystkich tych ciemnych postaci, które zdawały
się jej tak fałszywie smutne. Skoro byli częścią jego życia, to czemu u diabła
ich nie znała?
Zabrałem Ci życie,
więc na koniec spełniam jedno Twoje marzenie.
Frontowe drzwi trzasnęły porwane
przez dość mocny wiatr. Za wysokie szpilki zostały z rozmachem zrzucone z
obolałych stóp. Pchnęła przeszklone drzwi pokoju i rozejrzała się dokładnie,
zastanawiając się co takiego jej nie pasuje. Ale nie znalazła odpowiedzi.
Wrzuciła biały fartuch do pralki, automatycznym ruchem odczepiając od niej znienawidzoną
plakietkę głoszącą jak się nazywa i jaką specjalizację posiada. Tyle.
Dokładnie. Nic więcej. Kardiolog.
Medycyna chorób serca. Jego wina. Jego bardzo wielka wina. I wówczas do niej
dotarło.
Naucz się żyć od nowa. Jeśli nie dla siebie,
to dla mnie.
Trzasnęła okrągłymi drzwiczkami
od pralki mocniej, niż sądziła, że to w ogóle możliwe i zbiegła po schodach
wpadając znów do jasnego pokoju za szklanymi drzwiami. Na szklanym stole, na
środku pomieszczenia stała stara, ogromna skrzynia. A na niej biała koperta.
Żyj. Oddychaj pełną piersią.
Skrzynie znalazła bardzo dawno
temu. Na strychu w domu dziadków. W
środku był stary aparat. Na kliszę, taki, jakich dawno już nie można kupić. Nie
dostali w sklepie pasującej klisz. Gdy się udało, okazało się, że nie działa.
Zostawili go tam. Tak sądziła.
Dziękuję, za wszystko to co dla mnie
zrobiłaś.
Gdy uniosła wieko, pośród
lekkiego kurzu, leżał piękny, stary aparat. Oprócz niego pliczek kartek
wrzuconych na wierzch niedbale. Dwudziestoczterokliszowa rolka leżała pośród
papierów. Flamastrem na jednej z kartek napisano MOTYLE SĄ NIEŚMIERTELNE, AŻ DO WSCHODU SŁOŃCA. Zacisnęła oczy. Nie
teraz. Nie tym razem. Jak on mógł.
Zapowiada się wspaniała podróż razem z Anną. Jak zawsze bardzo tajemniczo i smutno, ale może się rozpogodzi co? Sherlock... może dołożysz tutaj jakąś zagadkę kryminalną? Nie wiem na pewno będzie pięknie, bo to ty :3
OdpowiedzUsuńJak na razie muszę stwierdzić, że zapowiada się wspaniale :) Już czekam na ciąg dalszy, bo znając twoje umiejętności naprawdę będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńWięc pisz sobie kochana spokojnie a ja w utęsknieniem czekam na dalszy ciąg :D
Całuski :***
Oj.
OdpowiedzUsuńSmutne to wszystko, ale jednak takie, chym, przepiękne.
Jak motyle, mi najbardziej podobają się błękitne.
I nie wiem czemu, ale to pierwsze zdanie ogromnie mnie rozbawiło i też kichnęłam C;
Co tu dużo mówić, jesteś wspaniałym pisarzem.
Paprotki Mel.
Cześć, cześć :) Przepraszam, że nie odezwałam się wcześniej, ale byłam na urlopie i dopiero teraz znalazłam czas, by zostawić Ci porządny komentarz ;)
OdpowiedzUsuńTrudno wiele powiedzieć po krótkim prologu, ale zapowiada się ciekawie. Kupiłaś mnie już przed pierwszą literą, bo "Fix you" to moja ulubiona piosenka.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Prolog jest interesujący, a główna postać całkiem przypadła mi do gustu. Nie wiem jeszcze, co wywołuje w niej tak gwałtowne emocje, strata czy coś innego, ale kupuję tę jej emocjonalność.
Najwięcej miejsca poświęcasz tu uczuciom, więc trudno w ogóle wypowiedzieć się na temat czegokolwiek innego, ale momentami przemycasz kawałki opisów i całkiem ciekawie to wychodzi.
Niestety, jest dużo błędów. Nie ortograficznych, chociaż zdarzyło się parę literówek, ale interpunkcja szaleje, a czasami stylistyka również. Może pomyślisz o becie?
Tak czy inaczej, będę czytać i zobaczymy, co się stanie dalej :D
Pozdrawiam,
Corriente
41 yrs old VP Accounting Kleon Govan, hailing from Trout Lake enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Lego building. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Optima. sprawdz ta strone internetowa
OdpowiedzUsuń