17 lipca 2013

Prolog

                               Sherlock,
Kichnęła, wydając z ust krótki pisk, przeszkadzając tym wyraźnie siwemu mężczyźnie czytającemu list, którego zdecydowanie nie chciała słuchać. List, który sama napisała. Stojąca obok niej kobieta, spojrzała sztucznie wzburzona. Nawet jej nie znała. Więc jakim cudem znajdowała się w tym kościele?
                              W szpitalu jestem od kilku dni. Już mam pewność, że stąd nie wyjdę. A nawet jeśli, to, że wrócę. Karla już sobie nie radzi, choć póki co udaje silną. Ale już ją to przerasta.  Wiem, że gdy przyjdzie pora, Ty będziesz musiała być silna. Za was obie.
Deszcz padał nieprzerwanie dudniąc głośno o szyby ogromnych, starych witraży, które, choć nie powinny, pochłonęły całą jej uwagę. Błyskawica mignęła ostrym, białym światłem za oknem u szczytu kościoła i głośny łoskot wdarł się do zimnej murowanej budowli z czasów gotyku, w które ciasną gromadą w ławkach z przodu zbiły się na czarno ubrane postacie.
                Słyszałem o Oksfordzie. Wiem, że tak bardzo tego nie chciałaś. Twoi rodzice znaleźli we mnie idealną wymówkę, prawda?
Kazanie się skończyło, ksiądz przypominający jedną z postaci z jej ukochanej „ Alicji w krainie czarów” statecznym, okrągłym krokiem stoczył się bardziej niż zszedł po schodach wywołując u niej niedorzeczny i zupełnie nie taktowny w jej sytuacji  śmiech.
Obcasy stukały miarowo o kamienną posadzkę. Kolejne czarne postaci opuszczały zimny kościółek, zaadoptowany przez szpital akademicki i odrestaurowany przez studentów wydziału architektury tegoż samego uniwersytetu.
                Pamiętasz, jak obiecałem że zabiorę Cię do Australii? I jak zamiast tego zapomniałem cię odebrać z portu, gdzieś na końcu świata? Jak tego dnia, w swoje siedemnaste urodziny w domu zamiast mnie zastałaś zdziwionego Erica i stertę brudów w całym domu? Tego dnia po raz  pierwszy zmieniłaś się w moją opiekunkę. Wzięłaś za mnie odpowiedzialność. Choć to ja powinienem pilnować Ciebie.
Wysoka, zdecydowanie zbyt chuda, kiedyś piękna kobieta stanęła przy ostatnie ławce, obok niej i wyciągnęła w jej kierunku rękę. Żadna z nich do końca nie wiedziała, która z nich tej drugiej potrzebuje bardziej.
Pokręciła głową, minęła blondynkę i wypadła przez ciężkie drzwi na rzęsisty deszcz. Nienawidziła go. Za ten biały fartuch wiszący w domu na krześle. Nogi, ubrane w czarne szpilki, ugięły się pod nią gdy zobaczyła czarną skrzynię spuszczaną do głębokiej dziury i tłum czarnych postaci wokoło.
                Już dzisiaj wiem, że w czasie mojej choroby, gdy będzie tak źle, że przestanę sam sobie radzić to na Ciebie spadną wszystkie obowiązki związane ze mną. Wiem, że zabrałem ci życie. Dlatego posłuchaj mnie teraz, gdy mnie już nie ma, więc gdy nie możesz mi się w końcu sprzeciwić. Przyjmij to, co  Ci daję razem z tym listem.
Nie podeszła. Choć powinna. Nie chciała słyszeć ani słowa z ust wszystkich tych ciemnych postaci, które zdawały się jej tak fałszywie smutne. Skoro byli częścią jego życia, to czemu u diabła ich nie znała?
                Zabrałem Ci życie, więc na koniec spełniam jedno Twoje marzenie.
Frontowe drzwi trzasnęły porwane przez dość mocny wiatr. Za wysokie szpilki zostały z rozmachem zrzucone z obolałych stóp. Pchnęła przeszklone drzwi pokoju i rozejrzała się dokładnie, zastanawiając się co takiego jej nie pasuje. Ale nie znalazła odpowiedzi. Wrzuciła biały fartuch do pralki, automatycznym ruchem odczepiając od niej znienawidzoną plakietkę głoszącą jak się nazywa i jaką specjalizację posiada. Tyle. Dokładnie. Nic więcej. Kardiolog. Medycyna chorób serca. Jego wina. Jego bardzo wielka wina. I wówczas do niej dotarło.
                Naucz się żyć od nowa. Jeśli nie dla siebie, to dla mnie.
Trzasnęła okrągłymi drzwiczkami od pralki mocniej, niż sądziła, że to w ogóle możliwe i zbiegła po schodach wpadając znów do jasnego pokoju za szklanymi drzwiami. Na szklanym stole, na środku pomieszczenia stała stara, ogromna skrzynia. A na niej biała koperta.
                Żyj. Oddychaj pełną piersią.
Skrzynie znalazła bardzo dawno temu. Na strychu w domu dziadków.  W środku był stary aparat. Na kliszę, taki, jakich dawno już nie można kupić. Nie dostali w sklepie pasującej klisz. Gdy się udało, okazało się, że nie działa. Zostawili go tam. Tak sądziła.
                Dziękuję, za wszystko to co dla mnie zrobiłaś.
Gdy uniosła wieko, pośród lekkiego kurzu, leżał piękny, stary aparat. Oprócz niego pliczek kartek wrzuconych na wierzch niedbale. Dwudziestoczterokliszowa rolka leżała pośród papierów. Flamastrem na jednej z kartek napisano MOTYLE SĄ NIEŚMIERTELNE, AŻ DO WSCHODU SŁOŃCA. Zacisnęła oczy. Nie teraz. Nie tym razem. Jak on mógł.
                I po raz pierwszy przepraszam. Za wszystko. Choć wiem, że to za mało.a późno. 

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się wspaniała podróż razem z Anną. Jak zawsze bardzo tajemniczo i smutno, ale może się rozpogodzi co? Sherlock... może dołożysz tutaj jakąś zagadkę kryminalną? Nie wiem na pewno będzie pięknie, bo to ty :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie muszę stwierdzić, że zapowiada się wspaniale :) Już czekam na ciąg dalszy, bo znając twoje umiejętności naprawdę będzie się działo :)
    Więc pisz sobie kochana spokojnie a ja w utęsknieniem czekam na dalszy ciąg :D
    Całuski :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj.
    Smutne to wszystko, ale jednak takie, chym, przepiękne.
    Jak motyle, mi najbardziej podobają się błękitne.
    I nie wiem czemu, ale to pierwsze zdanie ogromnie mnie rozbawiło i też kichnęłam C;
    Co tu dużo mówić, jesteś wspaniałym pisarzem.
    Paprotki Mel.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, cześć :) Przepraszam, że nie odezwałam się wcześniej, ale byłam na urlopie i dopiero teraz znalazłam czas, by zostawić Ci porządny komentarz ;)
    Trudno wiele powiedzieć po krótkim prologu, ale zapowiada się ciekawie. Kupiłaś mnie już przed pierwszą literą, bo "Fix you" to moja ulubiona piosenka.
    Zapowiada się bardzo ciekawie. Prolog jest interesujący, a główna postać całkiem przypadła mi do gustu. Nie wiem jeszcze, co wywołuje w niej tak gwałtowne emocje, strata czy coś innego, ale kupuję tę jej emocjonalność.
    Najwięcej miejsca poświęcasz tu uczuciom, więc trudno w ogóle wypowiedzieć się na temat czegokolwiek innego, ale momentami przemycasz kawałki opisów i całkiem ciekawie to wychodzi.
    Niestety, jest dużo błędów. Nie ortograficznych, chociaż zdarzyło się parę literówek, ale interpunkcja szaleje, a czasami stylistyka również. Może pomyślisz o becie?
    Tak czy inaczej, będę czytać i zobaczymy, co się stanie dalej :D
    Pozdrawiam,
    Corriente

    OdpowiedzUsuń
  5. 41 yrs old VP Accounting Kleon Govan, hailing from Trout Lake enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Lego building. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Optima. sprawdz ta strone internetowa

    OdpowiedzUsuń